czwartek, 6 września 2012 - Cambodia - Koh Kong
Granice
Ranek wita nas deszczem. Zanosi się na pochmurny dzień, ale musimy jechać dalej, Kambodża czeka!

Opuszczamy domek, jaszczurki nas nie podeptały, może się bały, albo też poszły spać. Na drodze bardzo szybko łapiemy stopa – kierowca właściwie wracał do domu, ale co tam, zawróci i nas podrzuci, gdzie trzeba. Niesamowita jest ta uprzejmość, gościnność a także bezinteresowne zainteresowanie człowiekiem, którego tak bardzo brakowało w Bangkoku. Na skrzyżowaniu łapiemy inny samochód, taki, jakim jechaliśmy już wczoraj. Jest to regularny sangtou, ale pani (tak, pani) kierowca daje nam rabat. Biletu nie daje bo i po co, a kto ją sprawdzi. Pojazd jest załadowany po dach, ale miejsce się znajdzie. Tego się przesadzi, tamtej wciśnie się na kolana jakiś pakunek i można jechać dalej. Ostatecznie lądujemy w kabinie razem z panią kierowcą , dziewczyną w różowej sukience oraz torbami pełnymi zakupów.

Tutaj nastąpi krótki przerywnik na temat urody Tajek. Wspominałam już o >>>
piątek, 7 września 2012 - Cambodia - Drogą, lasem, wodospadem
Born to be wild
W tej części Azji, w której właśnie jesteśmy słowo 'motorbike' nie do końca rozumiane jest jako motocykl. Pod tym hasłem należy raczej spodziewać się skutera. Kultura komunikacyjna Azji to właśnie skutery, na które (tak jak niegdyś jechało się nad morze małym fiatem w składzie mama, tata, dwoje dzieci, babcia i pies) wsiadają średnio trzy normalne osoby. Normalne, czyli wzrostu azjatyckiego, a trzeba pamiętać, że Azjaci są nieco mniejsi od Europejczyków. Pożyczyliśmy więc skuter i jazda do lasu! A las to niezwykły, jak z jakiejś mrocznej baśni, która dzieje się w czasach niehistorycznych w spowitej mgłą nieznanej krainie. Las namorzynowy stoi w wodzie. Drzewa – cieknie, o czarnej korze...

ale, ale zanim zaczął się spacer po kładce przez ten las trafiliśmy w jeszcze jedno niezwykłe miesjce, a mianowicie do dzielnicy muzułmańskiej, zdecydowanie oddalonej, wręcz odizolowanej od miasteczka, w którym aktualnie jesteśmy. Można śmiało powiedzieć, że dzielnica jest formą >>>
niedziela, 9 września 2012 - Cambodia - Jak śliwki w Kampot
McDrive
Wsiadamy do autobusu o poranku, tuż po śniadaniu, na które był tak naprawdę obiad. Ja mam katar przestraszliwy, który bardzo mnie gnębi. Zużywam tony chusteczek i nic nie wskazuje na to, że będzie lepiej. A chusteczki...Kraków przez nie widać, takie cienkie. A jak wiadomo do Krakowa to kawałek stąd jest.

W autobusie pomocnik kierowcy natychmiast odpala płytę DVD z karaoke...przez ponad cztery godziny oglądamy teledyski, a żaden nie trwa krócej niż dwadzieścia minut. Muszę napisać o fabule bo to rzecz ważna – zawsze jest jakiś on i jakaś ona. Akcja – rywalizacja. Ona odkrywa, że on w pracy ma bliską koleżankę. On się nie przyznaje (oczywiście jest faza rywalizacji, bywa, że dziewczyny się znają). Potem ona go łapie z tą drugą, ucieka, wpada pod samochód... albo inny scenariusz – jest ich dwóch, ona jedna. Którego wybierze? Czy tego, który za ostatnie grosze kupuje jej misia, czy tego, który ma lepszy samochód? Po prostu serial brazylijski. Akcja dzieje się >>>
poniedziałek, 10 września 2012 - Cambodia - Bokornie
Hotel-Kasyno Pałac Bokor - widok z tarasu
Znów siadamy na pierdzikułek i prujemy na wzgórze Bokor, na którym stoją ruiny niegdyś ekskluzywnego turystycznego miasteczka wybudowanego przez francuskich kolonizatorów dla swoich wielmożnych obywateli. Wystawne wille, nowoczesne hotele, poczta i kościół, oraz najbardziej imponujący z obiektów – pałacowy hotel-kasyno nad brzegiem klifu, wszystko to wybudowano z wielkim rozmachem ok. 1920r. Po latach zapomnienia, a potem niszczenia podczas wojny domowej, kiedy to jako strategiczny punkt przechodziło z rąk do rąk, a jeszcze we wczesnych latach 90tych służyło Czerwonym Khmerom jako jeden z ostatnich przyczółków, wzgórze Bokor ma dziś stanowić mroczną, tajemniczą atrakcję okolicy...

Obecnie jednak jest powoli zagospodarowywane na nowo... Na szczyt prowadzi już nowa piękna droga, tylko miejscami zdradzająca obecność pierwotnej, np. przez pozostawiony na uboczu zrujnowany mostek. U góry, przed pierwszą zmurszałą budowlą, z niejakim zdziwieniem mijamy olbrzymi cukierkowy >>>
poniedziałek, 10 września 2012 - Cambodia - Kep i z Kep
Krabowy biznes
Jedziemy więc do Kep, miejscowości turystycznej z krabim targiem. Droga gruntowa jest wyboista a do tego pada deszcz. Odkrywam, że podczas jazdy moje spodnie posłużyły za błotnik. Tylna część nogawek oraz buty są upaprane pomarańczową mazią. Jak się wysuszy to się wykruszy. Podobno.

Złowione kraby trafiają do specjalnej klatki, która wykonana jest z cienkich drewnianych patyczków. Kraby, ze szczypcami obwiązanymi gumkami, siedzą sobie jeden na drugim wewnątrz klatki. I czekają. Kraby, którym coś odpadło i nie są już pełnowartościowym towarem, kończą żywot wyrzucone na betonową posadzkę. Ale żeby krabom się nie nudziło klatki co jakiś czas wracają do wody. W ten sposób kraby na chwilę mogą się “odstresować” i dotlenić. Panie z targu wpadły na taki sam pomysł, co supermarkety, w których obowiązuje kilka świeżości kurczaka. W każdym razie krab ma być sprzedany żywy a na życzenie kupującego od razu może trafić do gara z wrzątkiem. I tak jest z naszym krabem. Po kilku >>>
- -
Loading...